Marché de Noël [marsze dy noel], czyli Targ Bożonarodzeniowy wpisał się na stałe we francuską laicką tradycję (nie, nie przestanę z tego kpić). Najbardziej znany jest chyba ten w Strasburgu, ale każde większe i wiele mniejszych miast może się pochwalić swoim. Ja miałem w tym roku nieszczęście być świadkiem jednego i szczęście drugiego. Pierwszy, jeszcze w Laval (dwumiesięczne wygnanie na bretońskim pograniczu), spowodował, że w pięćdziesięciotysięcznym mieście szukałem przez godzinę miejsca parkingowego, a jak w końcu znalazłem, to szedłem do domu kwadrans. No ale zasadniczo jest to raczej przyjemna tradycja.
W niedzielę, w ramach spędzania czasu z rodziną, wybraliśmy się na targ bożonarodzeniowy do Cannes. Był to jego ostatni dzień, do tego było już po południu i skończyły się gorące kasztany na stoisku z gorącymi kasztanami, ale załapałem się jeszcze na grzane wino (dementuję pogłoski, jakoby Francuzi uznawali to za zbrodnię - chociaż to, co w Polsce nazywa się grzanym winem, pewnie uznają).
No i właściwie tyle, dzisiaj Epifania, okres bożonarodzeniowy dobiegł końca, a ja nie jadłem galette des rois [galet de rła] z kandyzowaną mimozą. No nic, może jutro jeszcze uda mi się kupić. Jeśli tak, to zobaczycie zdjęcie na Instagramie. A na razie trzy czy cztery fotki z Cannes.
 |
| Najbardziej sztampowa ceramika dostępna w Prowansji... |
 |
| ...ale przynajmniej ręcznie wyrabiana. |
 |
| Zmora fotografów - amatorów z małą ilością czasu? Ludzie w czerwonych kurtkach. |
 |
| To jest Ser. Myślę, że ten Ser zasłużył, żeby go pisać wielką literą. |
 |
| Sztuczny śnieg - jedyny dostępny. |
 |
| Sabaudzkie figurki. Jakby ktoś chciał zrobić szopkę na siedemset osób. |
 |
| Obok targu wesołe miasteczko i wyścigi plastikowych wielbłądów. Kilku jeźdźców ma nawet mikołajowe czapeczki. Pustynia i wielbłądy... Bliższe klimatowi Palestyny czasów Chrystusa niż śnieg i świerki. |
Wszystkie fotografie własne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz